Tak jak było planowane tak się odbyło.
Piszę dopiero dzisiaj bo po nocce spędzonej z ekipą w lesie wkońcu do siebie doszedłem.
Zaczęło się spotkaniem przed LOK'iem o godzinie 18:00. Na początku zbieranie zgód od rodziców sprawdzenie kto co ma i wymarsz.
Po drodze jeszcze tylko Żiżu musiał wziąć swój sprzęt i można było obierać azymut w bliżej nie znanym kierunku.
Szóstka "szaleńców" wybrała się na nocną eskapadę lasami wokół Białogardu. Pierwszy kilometr nie był ciężki bo prowadził utwardzonymi drogami do strzelnicy zwinisław.
Ale później się zaczęło. Jakieś chwasty, trawa i bóg wie co po drodze. W końcu wyszliśmy na jakąś leśną ścieżkę, ale nie na długo. Po zejściu ze ścieżki i wejściu na pole miało być spokojnie, ale po co. Okazało się że maszerujemy po jakimś podmokłym terenie, "nikomu" nieznanym. Tylko Żiżu wiedział co jest 5. Żeby było mało wody to jeszcze zaczął kropić deszczyk, a niech będzie. Zbliżaliśmy się do jakiś zarośli, z nadzieją że "bagienko" się skończy, i faktycznie tak było. A tu czekała nas kolejna niespodzianka, niejaka przeprawa przez rzeczkę, po (ja słyszałem) solidnej gałęzi. W sumie racje prezentowała się niebywale, tylko czemu nikt nie powiedział że jest spróchniała :D Chyba wiecie jaki był finał. Dwóch towarzyszy się skąpało. Na szczęście nie wymiękli i ruszyliśmy dalej. A dalej co, łączka i mokro :P. W końcu jakiś las, ale nie byle jaki, wszędzie pełno gałęzi, poprzewalanych drzew i weź się człowieku tutaj przedostań, ale udało się.
Po 4 godzinach marszu powróciliśmy na miejsce startu które było zarazem miejscem naszego noclegu. Zadowoleni z faktu że jesteśmy już na miejscu, zaczęliśmy przygotowywać obóz. Część osób zbierała drewno na opał, kolejni szykowali miejsce na ognisko, inni budowali schronienia.
I tak w połowie etapu budowania obozowiska zaczęło nieźle padać. Na szczęście udało się rozpalić ognisko, chociaż tyle dobrego.
Oczywiście pouczając i tłumacząc wielokrotnie młodzieży o tym co należy zabrać ze sobą, sam nie zabrałem tego co niezbędne. Jak już wszyscy przygotowali sobie miejsca, ja (przez swoje gapiostwo) postanowiłem ubrać kurtkę przeciw deszczową i stać przy ognisku z nadzieję ze ten deszcz w końcu minie. Moje prośby zostały wysłuchane. SUPER przestało padać :) tylko dlaczego o 2 w nocy :/ ale zawsze to lepiej niż deszcz do rana.
Niestety o godzinie 4 :00 jedna warta przysnęła i trzeba było szybko walczyć o ogień.
O godzinie 6:30 nastąpiła ogólna pobudka i zwijanie obozowiska. Po 7 rano byliśmy już spakowani, zziębnięci, nie wyspani i wyruszyliśmy do naszych domowych łóżeczek.
Dla części z nas była to pierwsza taka wyprawa. mam nadzieję, że pomimo deszczu i nie rewelacyjnej pogody ta noc pozostanie na długo w Waszej pamięci.
Pozdrowienia
P.S. ze względów technicznych nie mam fotek, złość rzeczy martwych, padło mi aparat.
_S_H_Y_M_I_
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz