czwartek, 14 lutego 2013

Nie lada wycieczka

Za nami pierwszy, może nie specjalnie trudny ale wymagający współpracy, wypad.
Nie zbyt licznym, ale solidnym gronie wyruszyliśmy naszej "bazy". Pierwszy etap naszej wycieczki nie wymagał specjalnych umiejętności, pomijając to że na " dzień dobry" towarzyszył na deszcz. Jak się później okazało nie opuszczał nas do samego końca. Pierwsze niespodzianki czekały na nas po przejściu około dwóch kilometrów. 
Wyglądało jak zwykłe pole, czekające na orkę. po zrobieniu kilku kroków po polu okazało się, że nie będzie wcale łatwo. Z każdym krokiem szło się coraz ciężej, wszędzie błoto i zapadające się nogi po kolana w błocie.
Pierwsze test współpracy grupy trwał, jeden wyciągał drugiego, drugi trzeciego etc.....
Po 40 ciężkich minutach dotarliśmy na "twardy" grunt. Brudni, umorusani i mokrzy ale z uśmiechem pomaszerowaliśmy dalej. Nie długo czekaliśmy na kolejne niespodzianki. Przed nami trzcina, gęsta trzcina, duuuużżżżżooo trzciny. Plusem było to, że była ona ugnieciona, ale tylko do pewnego momentu. 
Po chwilki marszu powrót do rozrywki czyli błoto i błoto. 
Po 2 godzinach marszu czas na odpoczynek, łyk wody , gryz kanapki i idziemy dalej. Na horyzoncie las brzozowy. "O fajnie w końcu dobry teren do chodzenie". Co najmniej jak "fata morgana", jedyne co się zgadzało to brzozy a  dodatkowa atrakcja woda po kostki :D
 Ale przecież nie ma jak wrócić więc idziemy dalej. I kolejne 30 minut brodzenia w wodzie.
No i dotarli chciało by się rzec do ziemi obiecanej, ale nie na długo 200 metrów "porządnego" lasu. A później się zaczęło. Gęste zarośla woda sięgająca niekiedy po kolana i ten deszcze, który jak wierny kompan wciąż z nami.
Po ponad godzinnym marszu przez w/w teren i pokonywanie strumyków stanęła przed nami PARSĘTA !!!!!
Niestety tym razem pokonani przez żywioł, ze względów bezpieczeństwa, braku sprzętu i małego doświadczenia musieliśmy tym razem uznać wyższość "królowej" powiatu białogardzkiego :(.
Do powrotu ponad 3 km, razem z prądem rzeki powędrowaliśmy w stronę cywilizacji.
W czasie powrotu jak to już bywa przyszła pora na ognisko. Po godzinnej nieustającej walce, owszem zjedliśmy kiełbaski, ale na zimno :(. 
Pomimo drugiej "porażki" tego dnia nie poddaliśmy się w kontynuowaniu i planowaniu kolejnych wypadów. Wręcz przeciwnie postanowiliśmy jeszcze bardziej i lepiej się przygotować oraz odbyć całą zaplanowaną trasę ale w cieplejszy dzień.


_S_H_Y_M_I_








Po całym dni przygód i wysiłku z uśmiechem na ustach i pogodą ducha wróciliśmy w pełnym składzie do domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz