Już przed weekendem padła propozycja, żeby niedzielę spędzić aktywnie. Jak się później okazało-bardzo aktywnie. Początkiem spotkania była Górka Klępińska, mieliśmy się tam stawić do godziny 8:30. Mniej więcej połowa z nas przyjechała samochodami, podczas gdy pozostali umówili się na godzinny marsz na miejsce zbiórki. Sam fragment ze stadionu do Klępina nas zmęczył a to był dopiero początek.. Wysoka temperatura powietrza oraz ciężkie plecaki niczego nam nie ułatwiały. Otrzymaliśmy ładunek w postaci mąki, soli i dżemu, zostaliśmy podzieleni na dwuosobowe drużyny, mapy w dłoń i marsz na najwyższe miejsce Górki. Opos wraz z Makarsonem krążąc w kółko doprowadzili nas na ten punkt. Był to jeden z punktów wyznaczonych przez Shymiego do których mieliśmy dojść po drodze do miejsca docelowego jakim było jezioro w Podborsku. Wejście na Górkę było męczącą wspinaczką ale wartą zachodu. Stamtąd już tylko szybki marsz na kolejny punkt jakim byłą wąskotorówka. Chłopaki w szybkim tempie nas prowadzili. Gdy zaczęliśmy zbliżać się do Żyletkowa padł rozkaz dowódcy, że mamy się nie pokazywać i nie wchodzić do wioski. Okazało się to niezwykle trudnym zadaniem, prawie niewykonalnym, musieliśmy sprzeciwić się dowódcy.. Po niemałej wędrówce doszliśmy do punktu. Mała zmiana i teraz zaczęły prowadzić nas Adzik z Julą. Chciały prowadzić najszybszą trasą, ale czy my lubimy ułatwienia? Otóż nie. Postanowiły zafundować nam atrakcje jaką było między innymi podziwianie wspaniałej Klępińskiej Pustyni. Od Shymiego padło polecenie jakim było zmierzenie dystansu między poszczególnymi pustyniami. Zmierzyły go w parokrokach, więc po dotarciu do drugiej Pustyni (w tym kolejnego punktu) była krótka przerwa na liczenie. Odległość wynosiła nieco ponad 400 metrów. Teraz mapa trafiła w ręce Czarnego i Maćka. Ich zadanie polegało na doprowadzeniu nas do bunkrów w Podborsku. Zrobili to szybko, sprawnie i bez większych problemów. Przed bunkrami znajdował się bardzo interesujący znak.. Pokazywał odległości do ciekawych miejsc. Chciał iść z nami do LOK-u ale go dzielnie powstrzymaliśmy. Po męczącej wędrówce dotarliśmy nad jezioro w Podborsku.
Przez trzy godziny odpoczywaliśmy i zjedliśmy ciepły posiłek. Były to
kiełbaski, ryż z jogurtem, ambitniejsi gotowali nawet makaron na ognisku. Z w/w
składników (mąka, sól) piekliśmy podpłomyki. Nawet pontonem przypłynął do nas Prezes. Niektórzy
postanowili z własnej woli wejść do jeziora. Inni pechowcy zostali wyrzuceni
siłą, przez co mieli w drodze powrotnej ochłodzenie w mokrych spodniach, ale
wszyscy byli zadowoleni. Nawet nasz
Szeryf polubił jezioro. Mieliśmy okazję walczyć z walecznym stadem os i
obserwować kąpiące się konie. Była to najprzyjemniejsza część wycieczki, lecz
trzeba było ruszać w drogę powrotną. Do Wrzos prowadził nas team składający się z Maćka i Czarnego. Potem mapa trafiła w ręce Juli. Śpieszyliśmy się bardzo, aby Jula zdążyła na pociąg, który odjeżdżał z Białogardu o 19:11, więc nasz radość była wielka, gdy zobaczyliśmy ponownie Górkę Kępińską a zaraz później sam stadion : D Czego nauczyliśmy się z tej wyprawy? Żeby zawsze nosić ze sobą ręcznik i spodnie na zmianę !! : D
Adzik.
Adzik.


